kawa
i kromka chleba posmarowana tobą -
- moje ulubione śniadanie
magdaleny z życia sceny
...bełt świadomości
wtorek, 24 października 2017
poniedziałek, 1 maja 2017
wtorek, 23 sierpnia 2016
do piątej pory roku
zawsze mam zimne ręce. dziwi Cię to za każdym razem kiedy
odważysz się je musnąć, bo zapominasz, że grożą one lodowatym sercem.
cóż... ale w mojej grenlandii jest za to bardzo czysto,
przestronnie i jasno. żadnych niedomówień czy przemilczeń. horyzont jest jasny;
słońce co prawda nie grzeje, ale rozświetla wszystkie płatki śniegu i z daleka
widać każdą górę lodową.
dziwi Cię też moje lodowate spojrzenie. a przecież tyle już
razy kruszyłeś ten lód. i wiesz, co się pod nim kryje... tam chcą przebić się
te kwiaty przez śniegi, no... przebiśniegi, właśnie! ale myślę, że to rzadka
odmiana przebistrachów, które sam tam zasadziłeś i które potrzebują tyle ciepła
z twojej strony...! chętnie pożyczyłabym Ci swoje słońce, ale Ty wiesz jak ja
je potrzebuję, by mi oświetlał drogę. w końcu do Ciebie idę. ale ty depczesz po
moich zimnych, szklanych stopach i przy okazji kaleczysz sobie swoje.
nie bój się, kiedyś przyjdzie wiosna... i zakwitną kwiaty w
Twoich dłoniach, które potem wpleciesz mi we włosy i pójdziemy do lata, bo
potrzebuję babiego lata na białą suknię. gdy mnie już w niej zobaczysz,
złapiesz mnie w końcu za moje zimne ręce i choć zmrozi Ci serce, to nie puścisz
już, bo będziesz wiedział, że kryję w sobie tyle ciepła, że zdążę Ci je
rozgrzać. i nie pozwolisz, bym je kiedykolwiek spaliła. i ruszymy szukać naszej
pory, gdzieś między wiosną a latem.
-----------------------------------------------
https://www.youtube.com/watch?v=z1m3rJRq6E8
-----------------------------------------------
wtorek, 3 maja 2016
wykształcenie: menelsko- żulerskie
Śniło mi się dzisiaj, że zadzwoniła do mnie Norah Jones.
Cała zapłakana żaliła mi się, że wystawił ją facet i że nie czekał na nią pod
Kopernikiem i że nie ma gdzie spać po swoim koncercie i... oczywiście
zaproponowałam jej nocleg u siebie, bo okazało się, że jesteśmy przecież
serdecznymi przyjaciółkami... Nie mam pojęcia jak moja głowa tworzy takie
scenariusze.
Inna
historia przydarzyła mi się już na jawie dla odmiany. Wracałam autobusem z
pracy. Siedziałam na miejscu przeznaczonym dla niepełnosprawnych
(przypadek..?), ale autobus był prawie pusty, a już szczególnie miejsce obok mnie.
No i oczywiście musiał po drodze wsiąść jegomość żul/menel udający się do swego
domostwa na Podgórzu...
No i oczywiście z całego pustego autobusu musiał wybrać
miejsce akurat tuż obok mnie. Nie pierwszy raz z resztą.
Znowu nie mam pojęcia skąd to zamiłowanie żuli do
mojej osoby (czy podświadomie wyczuwają bratnią duszę, czy jak...?).
No i tutaj scenariusz z kolei jest
już przewidywalny. Prawie. Ów pan, jak się można domyślać, rozsiewał woń tak
mocną i specyficzną, że byłam bliska wybicia szyby takim małym, czerwonym
młoteczkiem, bo sytuacja była według mnie już niebezpieczna i groziła mi utrata
przytomności. Odruchowo się od jegomościa odsunęłam, potem gdzieś w tej czadzi
zawiesiła mi się myśl, że przecież mogę się przesiąść...! I już się zbieram,
itd. kiedy nagle facet wyciąga ze swojego zszytego sto razy plecaka książkę i
zaczyna ją... czytać. Nie mogłam nie zapuścić żurawia i nie zauważyć, że tekst był
napisany w języku francuskim... Zwiedzona babską ciekawością, która kiedyś mnie
zgubi z pewnością, po dziesięciu sekundach mąk wewnętrznych zapytałam:
-
Przepraszam, gdzie się pan nauczył francuskiego...?
-
Studiowałem filologię romańską kiedyś i dawno temu.
Z miejsca wstałam
i wysiadłam z autobusu. Nie miałam niestety ochoty wymieniać się
spostrzeżeniami z bądź co bądź z kolegą z tego samego kierunku... I wróciłam do
pisania licencjatu, który obroni mnie od wszelkiego złego, kasy w biedronce i
bezdomności na pewno także...
wtorek, 12 kwietnia 2016
chyba w końcu mogę się ogolić..
jestem
dorosła.
brawo.
po czym to
poznałam...?
kiedyś na
przystanek wychodziłam 10 min przed autobusem; dzisiaj zawsze na ostatnią
chwilę i zawsze biegnę. od poniedziałku do piątku.
nie zauważam
wiosny; nie mam czasu, bo chodzę na mega ważne zajęcia uniwersyteckie, które
zaraz (bo zaraz je skończę) na pewno zagwarantują mi świetlaną przyszłość godną
absolwenta studiów wyższych.
jestem
dorosła, bo ledwo wytrzymuję 5 minut z dziećmi, bo już zapomniałam jak to ciężko
było dzieckiem być...
bo już nie
wychodzę z domu bez parasola kiedy deszcz wisi w powietrzu. w końcu go nie
zapominam.
bo nie chcę
się przyznawać, ile lat skończyłam.
bo o swoich
planach i marzeniach mówię szeptem, że nawet ten, któremu odważę się o nich coś
wspomnieć- nic nie słyszy.
bo w sklepie nie pytają się już mnie o dowód, gdy kupuję alkohol...
bo w sklepie nie pytają się już mnie o dowód, gdy kupuję alkohol...
bo nie
czekam na księcia na białym rumaku; sama zakładam zbroję i walczę ze smokami.
bo jak mnie
boli głowa, to nie przytulam się do mamy tylko zazwyczaj wezmę odpowiednio za
dużo aspiryny.
jestem
dorosła.
dorosła.
wkurza mnie
ten fakt.
bo nie uważam, żebym dorosła do swych lat.
bo chodzę z
odpryskującym lakierem na paznokciach i mam to gdzieś.
bo nie
wstydzę się śmiać na cały głos przy ludziach ani płakać jeśli mam ochotę.
bo nucę
sobie pod nosem kiedy idę i lubię jak ludzie wtedy na mnie dziwnie patrzą
jakbym łamała wszelkie zasady dobrego tonu.
bo nadal
piszę dziennik i dzięki temu oszczędzam na wizytach u psychoterapeutów, couchów
i innych szamanów.
bo wierzę w
cuda.
bo bez
wahania wdałabym się w romans z Disney’em gdyby żył.
bo czasami
po prostu nie wychodzę z domu i olewam wszystko, nie myśląc o konsekwencjach.
bo w
autobusach zawsze siadam na miejscach przeznaczonych dla niepełnosprawnych, bo
zawsze zapominam, które to są.
bo zawsze
piję wino tak, jakbym piła je pierwszy raz w życiu.
bo mam
nabazgrolone w mózgu.
bo
kolekcjonuję niebieskie migdały, żebym miała o czym myśleć.
jestem
dorosła.
jestem?
dorosłam?
ile
centymetrów urosłam?
rymami
częstochowskimi zarosłam.
dobra, koniec
głupot na dziś.
piątek, 5 lutego 2016
nie mam trzeciej piersi
Niedawno, niedawno temu (podoba mi się bardzo ten zwrot :-)
miałam ciekawą rozmowę z kimś kogo poznałam na pewnym serwisie społecznościowym.
Nieoczywiście, że na tinderze. Ogólnie całą ideę tej aplikacji uważam za bardzo
głupią; sam fakt, że ktoś mnie ma ocenić przez 0,001 sekundy pod kątem czy
nadaję się do dalszej rozmowy jest naprawdę przerażający, ale wiedziona czy
może bardziej zwiedzona babską ciekawością, w wirze aprzygotowań do trwąjącej sesji, postanowiłam zobaczyć, "o co cho"... Po jakimś czasie jednak
znudziła mnie moja nowa zabawka; nie miałam ochoty rozmawiać z tymi ludźmi
znikąd tak naprawdę, a tym bardziej teksty w stylu: hej, co tam? jak się masz? co u ciebie a co wkoło ciebie? dodatkowo
odbierały wszelką ochotę nawet do odpisania, że dzięki, jest dobrze i postawienia tego samego pytania jak nakazuje
odchodząca do lamusa kurtuazja. (We
francuskim taka wymiana grzeczności jest przekomiczna; będąc u Żabojadów,
zawsze mnie to rozśmieszało:
A- ça va?
B- ça va. ça
va?
A- ça va. )
Jednak napisał do mnie ktoś coś, co mnie zaintrygowało. Nie mam pojęcia, co robisz w społeczności
selfie loversów,gdzie facet może mieć nawet sevenpack’a a dziewczyna trzecią
pierś. Dziwne, że akurat ty tutaj jesteś. Nie daj się w to wciągnąć, to tylko
strata czasu. Skup się na tej mniejszości wariatów, którzy mają odwagę i
jeszcze nie przeprowadzili się do komputera.
Nie mam zielonego pojęcia, kim był ten facet, choć widziałam
go na ponoć jego zdjęciu. Nie wiem czy był szczery, czy to był tylko jego bądź
co bądź oryginalny patent na zdobycie cennej i trudnej do zdobycia uwagi, ale
zaczęliśmy rozmawiać. Zwyczajnie tak; o głupotach dnia codziennego a kiedy
poprosił, żebym powiedziała mu coś o sobie... Cóż... Nie lubię tego rodzaju
próśb; każda próba przedstawienia siebie jest dla mnie trudna. Jestem studen...
mam lat dwadzieś.. lubię... robię... nie znoszę.. jestem taka a owaka. Umknęłam
więc od tego pytania czymś, co często w takich sytuacjach piszę, a uznaję to na
tyle szczere i prawdziwe, że lubię to powtarzać. Że próbuję być sobą, że staram
się być sobą bardziej lub mniej. Nie pierwszy raz ktoś określił mnie jako
dziwną; przyzwyczaiłam się :) Oprócz tego mój chwilowy znajomy odpisał, że on
nie stara się sobą być; on po prostu sobą jest. I zaczęliśmy wielką, może
pseudofilozoficzną rozmowę dwojga studenckich ignorantów, ale naprawdę była
ciekawa.
Osobiście uważam, że by być sobą nie wystarczy być. Potrzeba tej
drugiej cząstki -sobą- i to jest trudna
praca. Bycie sobą według mnie to nie jest wypadkowa tego, co robimy. Robię tak,
a nie inaczej, więc jestem taki a taki. Zgadzam się z tym, że czyny świadczą o
człowieku. Ale poza tym jest jeszcze masa innych rzeczy- np. to, co chcę
zrobić, ale nie robię, bo... moje marzenia, które prawdopodobnie nigdy się nie
spełnią... to, że chciałabym czasem powiedzieć
zamknij się , ale potem jednak
słucham uważnie, choć nie zawsze mam ochotę... gdy kocham kogoś, kto
szczęśliwie związał się z kimś innym i choć krzyczę, że życzę im wszystkiego
najgorszego, to tak naprawdę po cichu życzę im wszystkiego najlepszego... itd.
Gdzieś w czeluściach internetu przeczytałam kiedyś pytanie Danielle LaPorte:
Kim chciałeś być zanim świat powiedział ci kim powinieneś zostać? Na potrzeby tego posta nieco je zmodyfikuję i
zapytam tak: Kim byłeś zanim świat
powiedział ci kim jesteś? Cały czas zastanawiam się nad odpowiedzią.
Nie doszliśmy do kompromisu w całej tej dyskusji; nie mogę
też dosłownie przytoczyć przebiegu tej rozmowy, żeby oddać dobrze jej sens.
Wtedy trochę popłynęliśmy, a teraz kiedy próbuję zapisać to tutaj, czuję, że
nieco sama się gubię w myślach. Nie było ani romantycznie ani perwersyjnie na
tym tinderze. Chyba trafiłam na kogoś, kto też tam się znalazł przez przypadek albo z nudów i szukał niczego. Było grzeczne dobranoc i
miłego życia a zaraz potem usunęłam konto. Czasem zdarza się, że kogoś
posłucham... A w kwestii bycia sobą uważam, że mogę dalej dzielić włos nawet na
pięcioro:D Mam do tego niekwestionowany talent.
sobota, 23 stycznia 2016
do B.
Wybacz. Wiem, że nie spodoba ci się ta nowina. Budzik jak
zwykle zadzwonił punktualnie za późno. Otworzyłam oczy i z przerażeniem
odkryłam, że przespałam moment, kiedy wschodzi
czyjś uśmiech na widok mojej zaspanej twarzy. Ranne ptaki już nie
ćwierkały nad domem tylko pofrunęły w pięć stron świata tam, gdzie ryby
wiosnują... Prosiłeś, żebym była gotowa,
by się obudzić. Ale sądziłam, że przed wiosną jest jeszcze jedna pora roku. Dlatego
dawno temu zapadłam już w głęboki sen. leżałam tak obok morfeusza; to on mi go
dał. znasz go; zatrudniłeś go u początku. Wcześniej wyciągnęłam serce z
piersiowej klatki i ułożyłam je delikatnie w takiej pięknej...złotej. Oddałam
do wypożyczalni w razie gdyby ktoś bez serca lub o sercu z kamienia czy lodu
chciał je pożyczyć i pokochać chwilę.
Tak tydzień... może dwa. Dlaczego miałoby się marnować, pomyślałam. Skoro ja go
nie używałam...? A kluczyk od klatki schowałam gdzieś głęboko i wiesz... po
przebudzeniu nie było łatwo go znaleźć tak od razu; miałam jeszcze śpiochy w
oczach. Leżał na moim marzeniu uszytym z cukrowej waty i czekoladowych nici.
Wtedy dotarło do mnie, że chyba nie chciałam go nikomu pożyczać. Dobrze, że
nikt go nie chciał. Ono było moje, poczułam, że tęsknię za tym... co ono może
dać... Ale ktoś się włamał; dlatego piszę do ciebie. Ktoś mi ukradł serce.
Złamał mi nie tylko dwa żebra, bo sądził, że tam je znajdzie, ale zniszczył tą
piękną klatkę... Nie sprzedam już jej. Nie wiem z czego będę żyć. Wszystko
wydałam żeby wynająć morfeusza. Nie mam dziś serca, by się tym martwić, o ironio. Wiem, że zawiodłam, bo przespałam
moment, kiedy wschodzi czyjś uśmiech na widok mojej nawet zaspanej twarzy. I
ciągle o nim myślę... co robi, co jada na śniadanie, czy pije zimną kawę, czy
jest teraz wesoły czy smutny, czy miał dobry dzień, czy ma zamiar mi je kiedyś
zwrócić? Patrzę przez okno i widzę go. Bezczelnie siedzi mi w głowie na
werandzie i co jakiś czas rzuca wyznaniami w drzwi, w okna, w
ściany... Wpadają prosto tam do mojej klatki; przez tą dziurę. I płaczę, bo
boję się go wpuścić. Nie ma już nic co
mógłby mi skraść, a wiem, że on chce więcej.
A tylko on może mi przywrócić to, co mam najcenniejszego, dlatego
czasami zerkam na klamkę i zastanawiam się, czy otworzyć drzwi... Idzie kolejna
wiosna. Nie chciałabym jej przespać.
ja.
ja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)