poniedziałek, 1 maja 2017

czeka
czas
na nas
bo nie chce
żebyśmy go potem gonili

a ja chcę
by biegł
i zabrał
mnie ze sobą

wtorek, 23 sierpnia 2016

do piątej pory roku

zawsze mam zimne ręce. dziwi Cię to za każdym razem kiedy odważysz się je musnąć, bo zapominasz, że grożą one lodowatym sercem.

cóż... ale w mojej grenlandii jest za to bardzo czysto, przestronnie i jasno. żadnych niedomówień czy przemilczeń. horyzont jest jasny; słońce co prawda nie grzeje, ale rozświetla wszystkie płatki śniegu i z daleka widać każdą górę lodową.

dziwi Cię też moje lodowate spojrzenie. a przecież tyle już razy kruszyłeś ten lód. i wiesz, co się pod nim kryje... tam chcą przebić się te kwiaty przez śniegi, no... przebiśniegi, właśnie! ale myślę, że to rzadka odmiana przebistrachów, które sam tam zasadziłeś i które potrzebują tyle ciepła z twojej strony...! chętnie pożyczyłabym Ci swoje słońce, ale Ty wiesz jak ja je potrzebuję, by mi oświetlał drogę. w końcu do Ciebie idę. ale ty depczesz po moich zimnych, szklanych stopach i przy okazji kaleczysz sobie swoje.


nie bój się, kiedyś przyjdzie wiosna... i zakwitną kwiaty w Twoich dłoniach, które potem wpleciesz mi we włosy i pójdziemy do lata, bo potrzebuję babiego lata na białą suknię. gdy mnie już w niej zobaczysz, złapiesz mnie w końcu za moje zimne ręce i choć zmrozi Ci serce, to nie puścisz już, bo będziesz wiedział, że kryję w sobie tyle ciepła, że zdążę Ci je rozgrzać. i nie pozwolisz, bym je kiedykolwiek spaliła. i ruszymy szukać naszej pory, gdzieś między wiosną a latem.

-----------------------------------------------
https://www.youtube.com/watch?v=z1m3rJRq6E8
-----------------------------------------------
      

wtorek, 3 maja 2016

wykształcenie: menelsko- żulerskie

Śniło mi się dzisiaj, że zadzwoniła do mnie Norah Jones. Cała zapłakana żaliła mi się, że wystawił ją facet i że nie czekał na nią pod Kopernikiem i że nie ma gdzie spać po swoim koncercie i... oczywiście zaproponowałam jej nocleg u siebie, bo okazało się, że jesteśmy przecież serdecznymi przyjaciółkami... Nie mam pojęcia jak moja głowa tworzy takie scenariusze.

Inna historia przydarzyła mi się już na jawie dla odmiany. Wracałam autobusem z pracy. Siedziałam na miejscu przeznaczonym dla niepełnosprawnych (przypadek..?), ale autobus był prawie pusty, a już szczególnie miejsce obok mnie. 

No i oczywiście musiał po drodze wsiąść jegomość żul/menel udający się do swego domostwa na Podgórzu... 

No i oczywiście z całego pustego autobusu musiał wybrać miejsce akurat tuż obok mnie. Nie pierwszy raz z resztą.

Znowu nie mam pojęcia skąd to zamiłowanie żuli do mojej osoby (czy podświadomie wyczuwają bratnią duszę, czy  jak...?). 

No i tutaj scenariusz z kolei jest już przewidywalny. Prawie. Ów pan, jak się można domyślać, rozsiewał woń tak mocną i specyficzną, że byłam bliska wybicia szyby takim małym, czerwonym młoteczkiem, bo sytuacja była według mnie już niebezpieczna i groziła mi utrata przytomności. Odruchowo się od jegomościa odsunęłam, potem gdzieś w tej czadzi zawiesiła mi się myśl, że przecież mogę się przesiąść...! I już się zbieram, itd. kiedy nagle facet wyciąga ze swojego zszytego sto razy plecaka książkę i zaczyna ją... czytać. Nie mogłam nie zapuścić żurawia i nie zauważyć, że tekst był napisany w języku francuskim... Zwiedzona babską ciekawością, która kiedyś mnie zgubi z pewnością, po dziesięciu sekundach mąk wewnętrznych zapytałam:

- Przepraszam, gdzie się pan nauczył francuskiego...?
- Studiowałem filologię romańską kiedyś i dawno temu.

Z miejsca wstałam i wysiadłam z autobusu. Nie miałam niestety ochoty wymieniać się spostrzeżeniami z bądź co bądź z kolegą z tego samego kierunku... I wróciłam do pisania licencjatu, który obroni mnie od wszelkiego złego, kasy w biedronce i bezdomności na pewno także...  

wtorek, 12 kwietnia 2016

chyba w końcu mogę się ogolić..

jestem dorosła.
brawo.
po czym to poznałam...?
kiedyś na przystanek wychodziłam 10 min przed autobusem; dzisiaj zawsze na ostatnią chwilę i zawsze biegnę. od poniedziałku do piątku.
nie zauważam wiosny; nie mam czasu, bo chodzę na mega ważne zajęcia uniwersyteckie, które zaraz (bo zaraz je skończę) na pewno zagwarantują mi świetlaną przyszłość godną absolwenta studiów wyższych.
jestem dorosła, bo ledwo wytrzymuję 5 minut z dziećmi, bo już zapomniałam jak to ciężko było dzieckiem być...
bo już nie wychodzę z domu bez parasola kiedy deszcz wisi w powietrzu. w końcu go nie zapominam.
bo nie chcę się przyznawać, ile lat skończyłam.
bo o swoich planach i marzeniach mówię szeptem, że nawet ten, któremu odważę się o nich coś wspomnieć- nic nie słyszy.
bo w sklepie nie pytają się już mnie o dowód, gdy kupuję alkohol...
bo nie czekam na księcia na białym rumaku; sama zakładam zbroję i walczę ze smokami.
bo jak mnie boli głowa, to nie przytulam się do mamy tylko zazwyczaj wezmę odpowiednio za dużo aspiryny.

jestem dorosła.
dorosła.
wkurza mnie ten fakt.
bo nie uważam, żebym dorosła do swych lat.
bo chodzę z odpryskującym lakierem na paznokciach i mam to gdzieś.
bo nie wstydzę się śmiać na cały głos przy ludziach ani płakać  jeśli mam ochotę.
bo nucę sobie pod nosem kiedy idę i lubię jak ludzie wtedy na mnie dziwnie patrzą jakbym łamała wszelkie zasady dobrego tonu.
bo nadal piszę dziennik i dzięki temu oszczędzam na wizytach u psychoterapeutów, couchów i innych szamanów.
bo wierzę w cuda.
bo bez wahania wdałabym się w romans z Disney’em gdyby żył.
bo czasami po prostu nie wychodzę z domu i olewam wszystko, nie myśląc o konsekwencjach.
bo w autobusach zawsze siadam na miejscach przeznaczonych dla niepełnosprawnych, bo zawsze zapominam, które to są.
bo zawsze piję wino tak, jakbym piła je pierwszy raz w życiu.
bo mam nabazgrolone w mózgu.
bo kolekcjonuję niebieskie migdały, żebym miała o czym myśleć.
jestem dorosła.
jestem?

dorosłam?
ile centymetrów urosłam?
rymami częstochowskimi zarosłam.



dobra, koniec głupot na dziś.

piątek, 5 lutego 2016

nie mam trzeciej piersi

Niedawno, niedawno temu (podoba mi się bardzo ten zwrot :-) miałam ciekawą rozmowę z kimś kogo poznałam na pewnym serwisie społecznościowym. Nieoczywiście, że na tinderze. Ogólnie całą ideę tej aplikacji uważam za bardzo głupią; sam fakt, że ktoś mnie ma ocenić przez 0,001 sekundy pod kątem czy nadaję się do dalszej rozmowy jest naprawdę przerażający, ale wiedziona czy może bardziej zwiedzona babską ciekawością, w wirze aprzygotowań do trwąjącej sesji, postanowiłam zobaczyć, "o co cho"... Po jakimś czasie jednak znudziła mnie moja nowa zabawka; nie miałam ochoty rozmawiać z tymi ludźmi znikąd tak naprawdę, a tym bardziej teksty w stylu: hej, co tam? jak się masz? co u ciebie a co wkoło ciebie? dodatkowo odbierały wszelką ochotę nawet do odpisania, że dzięki, jest dobrze i postawienia tego samego pytania jak nakazuje odchodząca do lamusa kurtuazja.   (We francuskim taka wymiana grzeczności jest przekomiczna; będąc u Żabojadów, zawsze mnie to rozśmieszało:
A- ça va?
B- ça va. ça va?
A- ça va. )

Jednak napisał do mnie ktoś coś, co mnie zaintrygowało. Nie mam pojęcia, co robisz w społeczności selfie loversów,gdzie facet może mieć nawet sevenpack’a a dziewczyna trzecią pierś. Dziwne, że akurat ty tutaj jesteś. Nie daj się w to wciągnąć, to tylko strata czasu. Skup się na tej mniejszości wariatów, którzy mają odwagę i jeszcze nie przeprowadzili się do komputera.

Nie mam zielonego pojęcia, kim był ten facet, choć widziałam go na ponoć jego zdjęciu. Nie wiem czy był szczery, czy to był tylko jego bądź co bądź oryginalny patent na zdobycie cennej i trudnej do zdobycia uwagi, ale zaczęliśmy rozmawiać. Zwyczajnie tak; o głupotach dnia codziennego a kiedy poprosił, żebym powiedziała mu coś o sobie... Cóż... Nie lubię tego rodzaju próśb; każda próba przedstawienia siebie jest dla mnie trudna. Jestem studen... mam lat dwadzieś.. lubię... robię... nie znoszę.. jestem taka a owaka. Umknęłam więc od tego pytania czymś, co często w takich sytuacjach piszę, a uznaję to na tyle szczere i prawdziwe, że lubię to powtarzać. Że próbuję być sobą, że staram się być sobą bardziej lub mniej. Nie pierwszy raz ktoś określił mnie jako dziwną; przyzwyczaiłam się :) Oprócz tego mój chwilowy znajomy odpisał, że on nie stara się sobą być; on po prostu sobą jest. I zaczęliśmy wielką, może pseudofilozoficzną rozmowę dwojga studenckich ignorantów, ale naprawdę była ciekawa. 
Osobiście uważam, że by być sobą nie wystarczy być. Potrzeba tej drugiej cząstki -sobą-  i to jest trudna praca. Bycie sobą według mnie to nie jest wypadkowa tego, co robimy. Robię tak, a nie inaczej, więc jestem taki a taki. Zgadzam się z tym, że czyny świadczą o człowieku. Ale poza tym jest jeszcze masa innych rzeczy- np. to, co chcę zrobić, ale nie robię, bo... moje marzenia, które prawdopodobnie nigdy się nie spełnią... to, że chciałabym czasem powiedzieć  zamknij się , ale potem jednak słucham uważnie, choć nie zawsze mam ochotę... gdy kocham kogoś, kto szczęśliwie związał się z kimś innym i choć krzyczę, że życzę im wszystkiego najgorszego, to tak naprawdę po cichu życzę im wszystkiego najlepszego... itd. Gdzieś w czeluściach internetu przeczytałam kiedyś pytanie Danielle LaPorte: Kim chciałeś być zanim świat powiedział ci kim powinieneś zostać?  Na potrzeby tego posta nieco je zmodyfikuję i zapytam tak: Kim byłeś zanim świat powiedział ci kim jesteś? Cały czas zastanawiam się nad odpowiedzią.

Nie doszliśmy do kompromisu w całej tej dyskusji; nie mogę też dosłownie przytoczyć przebiegu tej rozmowy, żeby oddać dobrze jej sens. Wtedy trochę popłynęliśmy, a teraz kiedy próbuję zapisać to tutaj, czuję, że nieco sama się gubię w myślach. Nie było ani romantycznie ani perwersyjnie na tym tinderze. Chyba trafiłam na kogoś, kto też tam się znalazł przez przypadek albo z nudów i szukał niczego. Było grzeczne dobranoc  i miłego życia a zaraz potem usunęłam konto. Czasem zdarza się, że kogoś posłucham... A w kwestii bycia sobą uważam, że mogę dalej dzielić włos nawet na pięcioro:D Mam do tego niekwestionowany talent.



sobota, 23 stycznia 2016

do B.

Wybacz. Wiem, że nie spodoba ci się ta nowina. Budzik jak zwykle zadzwonił punktualnie za późno. Otworzyłam oczy i z przerażeniem odkryłam, że przespałam moment, kiedy wschodzi  czyjś uśmiech na widok mojej zaspanej twarzy. Ranne ptaki już nie ćwierkały nad domem tylko pofrunęły w pięć stron świata tam, gdzie ryby wiosnują...  Prosiłeś, żebym była gotowa, by się obudzić. Ale sądziłam, że przed wiosną jest jeszcze jedna pora roku. Dlatego dawno temu zapadłam już w głęboki sen. leżałam tak obok morfeusza; to on mi go dał. znasz go; zatrudniłeś go u początku. Wcześniej wyciągnęłam serce z piersiowej klatki i ułożyłam je delikatnie w takiej pięknej...złotej. Oddałam do wypożyczalni w razie gdyby ktoś bez serca lub o sercu z kamienia czy lodu chciał je pożyczyć  i pokochać chwilę. Tak tydzień... może dwa. Dlaczego miałoby się marnować, pomyślałam. Skoro ja go nie używałam...? A kluczyk od klatki schowałam gdzieś głęboko i wiesz... po przebudzeniu nie było łatwo go znaleźć tak od razu; miałam jeszcze śpiochy w oczach. Leżał na moim marzeniu uszytym z cukrowej waty i czekoladowych nici. Wtedy dotarło do mnie, że chyba nie chciałam go nikomu pożyczać. Dobrze, że nikt go nie chciał. Ono było moje, poczułam, że tęsknię za tym... co ono może dać... Ale ktoś się włamał; dlatego piszę do ciebie. Ktoś mi ukradł serce. Złamał mi nie tylko dwa żebra, bo sądził, że tam je znajdzie, ale zniszczył tą piękną klatkę... Nie sprzedam już jej. Nie wiem z czego będę żyć. Wszystko wydałam żeby wynająć morfeusza. Nie mam dziś serca, by się tym martwić,  o ironio. Wiem, że zawiodłam, bo przespałam moment, kiedy wschodzi czyjś uśmiech na widok mojej nawet zaspanej twarzy. I ciągle o nim myślę... co robi, co jada na śniadanie, czy pije zimną kawę, czy jest teraz wesoły czy smutny, czy miał dobry dzień, czy ma zamiar mi je kiedyś zwrócić? Patrzę przez okno i widzę go. Bezczelnie siedzi mi w głowie na werandzie i co jakiś czas rzuca wyznaniami w drzwi, w okna, w ściany... Wpadają prosto tam do mojej klatki; przez tą dziurę. I płaczę, bo boję się go wpuścić. Nie ma  już nic co mógłby mi skraść, a wiem, że on chce więcej.  A tylko on może mi przywrócić to, co mam najcenniejszego, dlatego czasami zerkam na klamkę i zastanawiam się, czy otworzyć drzwi... Idzie kolejna wiosna. Nie chciałabym jej przespać. 
ja.