Śniło mi się dzisiaj, że zadzwoniła do mnie Norah Jones.
Cała zapłakana żaliła mi się, że wystawił ją facet i że nie czekał na nią pod
Kopernikiem i że nie ma gdzie spać po swoim koncercie i... oczywiście
zaproponowałam jej nocleg u siebie, bo okazało się, że jesteśmy przecież
serdecznymi przyjaciółkami... Nie mam pojęcia jak moja głowa tworzy takie
scenariusze.
Inna
historia przydarzyła mi się już na jawie dla odmiany. Wracałam autobusem z
pracy. Siedziałam na miejscu przeznaczonym dla niepełnosprawnych
(przypadek..?), ale autobus był prawie pusty, a już szczególnie miejsce obok mnie.
No i oczywiście musiał po drodze wsiąść jegomość żul/menel udający się do swego
domostwa na Podgórzu...
No i oczywiście z całego pustego autobusu musiał wybrać
miejsce akurat tuż obok mnie. Nie pierwszy raz z resztą.
Znowu nie mam pojęcia skąd to zamiłowanie żuli do
mojej osoby (czy podświadomie wyczuwają bratnią duszę, czy jak...?).
No i tutaj scenariusz z kolei jest
już przewidywalny. Prawie. Ów pan, jak się można domyślać, rozsiewał woń tak
mocną i specyficzną, że byłam bliska wybicia szyby takim małym, czerwonym
młoteczkiem, bo sytuacja była według mnie już niebezpieczna i groziła mi utrata
przytomności. Odruchowo się od jegomościa odsunęłam, potem gdzieś w tej czadzi
zawiesiła mi się myśl, że przecież mogę się przesiąść...! I już się zbieram,
itd. kiedy nagle facet wyciąga ze swojego zszytego sto razy plecaka książkę i
zaczyna ją... czytać. Nie mogłam nie zapuścić żurawia i nie zauważyć, że tekst był
napisany w języku francuskim... Zwiedzona babską ciekawością, która kiedyś mnie
zgubi z pewnością, po dziesięciu sekundach mąk wewnętrznych zapytałam:
-
Przepraszam, gdzie się pan nauczył francuskiego...?
-
Studiowałem filologię romańską kiedyś i dawno temu.
Z miejsca wstałam
i wysiadłam z autobusu. Nie miałam niestety ochoty wymieniać się
spostrzeżeniami z bądź co bądź z kolegą z tego samego kierunku... I wróciłam do
pisania licencjatu, który obroni mnie od wszelkiego złego, kasy w biedronce i
bezdomności na pewno także...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz